Ingrid MORGENSTERN
Nasza historia nie zaczęła się wcale jakoś wyjątkowo. W rzeczywistości nasza historia nigdy nie mogła mieć swojego początku, a tym bardziej zacząć się wyjątkowo. Można powiedzieć, że to były po prostu moje i jego dzieje, krótkie momenty, które zapadają w pamięci na wieczność. Nie było żadnych przypadkowych spotkań w knajpie na rogu; nie wpadliśmy na siebie też przy półce w księgarni, kiedy szukaliśmy dzieł naszych ulubionych autorów. Nie kupowaliśmy pieczywa w tej samej piekarni. Moja i jego „historia” zaczęła się w zwykły, szary dzień. Wiatr wiał z prędkością 10m/s, panowały fatalne warunki pogodowe. Jednak nie był on wcale najmroźniejszym dniem tamtej zimy, nie zaczynały się też roztopy. Nie odróżniał się niczym spośród pozostałych dni zimnej pory roku, ale mimo wszystko zapadł w mojej pamięci najbardziej ze wszystkich. Najwyraźniej. Zapamiętałam każdy szczegół, każdy najmniejszy element i katowałam się nimi na przestrzeni kolejnych lat swojego życia. Przypominałam sobie je i zastanawiałam się jak to jest, że wystarczy chwila, żeby poznać kogoś i odnaleźć w nim swoje odbicie, znaleźć w nim cząstkę samego siebie. Wyidealizować ją w swojej głowie i zatracać się w niej każdego dnia na nowo, myśleć o tym dwadzieścia cztery godziny na dobę. Aż w końcu zacząć tym żyć. Oddychać. Funkcjonować. Dzięki tej małej cząstce znienawidziłam swoje dotychczasowe życie i zapragnęłam czegoś więcej, kogoś więcej. Potrzebowałam rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, otworzyć się na nowe doznania. Myślałam, w którym dokładnie momencie w naszych dziejach ktoś postawił pierwszą wielką literę. Czy to był Thomas czy sam Gregor? A może ja? Może to Ingrid Margot Morgenstern była wszystkiemu winna, bo po raz pierwszy się zaangażowała? Ja i on nie byliśmy wyjątkowi.
i was choking in the crowd / living my brain up in the cloud / falling like ashes to the ground / hoping my feelings, they would drown / but they never did, ever lived, ebbing and flowing / inhibited, limited / till it broke up and it rained down / it rained down, like..
gregor schlierenzauer
Historia? Nasza historia? Mieliśmy swój początek i koniec, kilka epizodów i jeden wielki punkt kulminacyjny, ale czy ona kiedykolwiek istniała? Nie nazwałbym tego żadną historią. To było krótkie zdarzenie, kilka ciepłych słów, gładzenie opuszkiem palca ciepłej skóry i jej perlisty uśmiech. Nie mieliśmy nic więcej i niczego więcej nie potrzebowaliśmy. Miałem swoją własną historię. Skoki, które były jak tlen w tym zanieczyszczonym świecie. Wzbijasz się w powietrze i zapominasz o całym otaczającym świecie. Na pięć/osiem sekund możesz poczuć się jak ptak i patrzeć na wszystkich z góry. Obserwujesz otoczenie i zastanawiasz się, co jest z nim nie tak, dlaczego tak bardzo odbiega od twoich norm, jest takie zwyczajne. W twojej głowie buduje się wtedy teza, że możesz więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek, że możesz pokazać temu światu jak wiele jesteś w stanie osiągnąć, jeżeli tylko uwierzysz w siebie. To wkrótce procentuje. A ty nie chcesz się zatrzymywać. Kiedy wygrywasz konkurs za konkursem, medal za medalem, w tak młodym wieku, myślisz, że jesteś panem świata. Przyzwyczajasz się, że osiągasz sukces i oczekujesz więcej i więcej. Myślisz, że niepowodzenia to błędy, których nie możesz popełniać, bo sprawiają, że się cofasz i twoja koncepcja „krok za krokiem” zmienia kąt swojego przeznaczenia. W takich momentach twoja pewność siebie sięga chmur, nie ma dla ciebie granic. Myślisz, że korzystasz z życia, masz w rękach wszystko, co najcenniejsze. Później jednak uświadamiasz sobie, że w młodości poszedłeś o jedną ścieżkę za daleko, że po prostu zmarnowałeś swoje życie. Niby w dorobku brakuje ci jedynie złotego medalu igrzysk olimpijskich, jednak prócz skoków, nie masz nic więcej. Stajesz w miejscu i zastanawiasz się czy masz jeszcze w sobie jakieś uczucia? Później zdajesz sobie sprawę z tego, że niemożliwe jest wygrywać cały czas. Obracasz głowę w prawo, w lewo, patrzysz przed siebie, ale wokół nie ma nic. W twojej głowie jest tylko jedna myśl: ile, do cholery, można dusić w sobie uczucia?
i was broken from a young age / taking my soul into the masses / write down my poems for the few / that looked at me, took to me, shook to me, feeling me, singing from heart ache from the pain / take up my message from the veins / speaking my lesson from the brain / seeing the beauty through the..
Poznaliśmy się przypadkiem. Tak, to był zdecydowanie zwykły przypadek. Koniec Turnieju Czterech Skoczni oznaczał ogromną imprezę, podczas której skoczkowie świętowali swoje sukcesy oraz opijali smutki; dokonywali rachunku swojej kariery; zastanawiali się czy to wszystko ma jeszcze sens. Nigdy nie pasowałam do tego świata, ale próbowałam, chociaż udawać ze względu na Thomasa, więc przyjeżdżałam na najważniejsze konkursy w jego karierze. Wiedziałam jak bardzo mu na tym wszystkim zależy, jak bardzo zaciskał pięści z niemocy, kiedy wszystko się waliło, kiedy jego marzenia uciekały z rąk i wpadały w ramiona młodszego kolegi z kadry. Nie rozumiałam tego świata jednak widziałam więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać – mój brat wątpił. Jego oczy zdradzały mi, że się boi; wyraz twarzy pytał mnie czy jeszcze warto; ciało krzyczało, że on dłużej już tak nie da rady. Widmo porażki tańczyło nad nim walca i przygniatało prawą dłonią do podłogi. Zawsze uważałam go za wzór, którego nie można złamać, jednak tamtego dnia po raz pierwszy przeraziłam się, że to koniec. Mocno zaciskałam kciuki, kiedy wzbijał się w powietrze i szeptałam pod nosem ciche błagania, ale to nie pomogło. Thomasowi nie udało się wygrać. Wróciliśmy do jego mieszkania tuż po ogłoszeniu ostatecznej klasyfikacji turnieju i usiedliśmy w kuchni, pijąc kawę. Trwaliśmy w ciszy, biliśmy się w głowie z własnymi myślami. Thomas nie pokazywał po sobie, że jest załamany, ale wyraźnie coś było nie tak. To nie był mój uśmiechnięty braciszek, który zarażał energią i zawsze parł do przodu. To był zaledwie cień, nikła poświata, ograniczająca naszą widoczność. Nie chciałam zostawiać go samego, ale kompletnie nie nadawałam się do pomagania innym ludziom, dlatego poszłam do pokoju, który na kilka dni stał się moim i schowałam się pod kołdrę. Kilka godzin później, z lekkiego snu obudziło mnie skrzypnięcie drzwi i cicho wypowiedziane moje imię. Odgarnęłam włosy ze swojej twarzy i spróbowałam wyostrzyć wzrok. Thomas wytłumaczył mi, że musi się rozerwać, zapytał czy odbiorę go z imprezy, wysłał wiadomość z adresem klubu i poszedł. Zgodziłam się. W tamtym momencie zrobiłabym dla niego wszystko. To prawdopodobnie ta decyzja zmieniła całe moje życie.
Czy następnego dnia cokolwiek było jeszcze takie samo? Nie, z pewnością nie. Kiedy otworzyłam rano oczy, nie mogłam jeszcze tego wiedzieć, wtedy to był zwykły dzień, kolejne dwadzieścia cztery godziny, pełne wzlotów i upadków. Dzisiaj natomiast jestem pewna w stu procentach, że tamten jeden wieczór zmienił wszystko i już nigdy później moje życie nie wyglądało tak samo. Mogłabym bez problemu podzielić je na dwa etapy – 20 lat funkcjonowania przed spotkaniem Gregora i wszystko to, co wydarzyło się później. Nagle zaczęłam angażować się w życie, do którego nigdy nie pasowałam i, o zgrozo, polubiłam je. Zrezygnowałam ze swojego idealnego świata dla chwil zapomnienia, dla kilku momentów w miejscach, których dotąd nie znałam, ale były tak inspirujące, że nie byłam w stanie powiedzieć nie. Chęć poznania czegoś nowego była na tyle pociągająca, że nie potrafiłam się wycofać, chociaż rozum podpowiadał mi, że robię źle. Ale byłam szczęśliwa. Nikt nie mógł zabronić mi być szczęśliwą.
Telefon rozdzwonił się dokładnie o 1:04. Siedziałam na łóżku owinięta kocem i trzymałam w dłoni kubek z parującą herbatą, która rozlała się po pościeli, kiedy tylko się wzdrygnęłam. Popatrzyłam w kierunku urządzenia i westchnęłam z rezygnacją. Ostatnie, czego w tym momencie chciałam, było wyciąganie pijanego Thomasa z imprezy. W końcu wstałam i przejechałam palcem po ekranie, kierując się w stronę zielonej słuchawki. To było jedynie zwykłe połączenie, jedno z wielu, któro przerywa nocny spokój, ale ja nigdy nie przestałam o nim myśleć, nigdy nie potrafiłam wymazać go z pamięci. A co, gdybym wtedy nie odebrała tego telefonu? Czy spadłabym w przepaść i z ogromnym pluskiem rozerwała spokojną taflę oceanu, czy może czekał na mnie lepszy scenariusz? Czy to wszystko potoczyłoby się inaczej?
you're the face of the future, the blood in my veins, oh-ooh / the blood in my veins, oh-ooh
Nasza historia nie zaczęła się wcale jakoś wyjątkowo. Gregor nie wylał na mnie butelki czerwonego wina i nie zniszczył mojej ulubionej białej bluzki, nie potrącił mnie łokciem ani barkiem. Gregor po prostu stanął przede mną lekko podpity i próbował zrozumieć sytuację. Miał na głowie różową czapkę, która sugerowała, że to on świętuje dzisiaj największy sukces i zieloną pelerynę przywiązaną na szyi. Nie dodawało mu to żadnych punktów do wyglądu, lecz wręcz odejmowało, ale chłopak się cieszył i to było najważniejsze. W tamtym momencie zrozumiałam jak bardzo pragnęłam pobalować razem z nimi. To jednak było niemożliwe i bardzo ciążyło mi na duszy. Chciałam jak najprędzej uciec z tego miejsca, miasta i wrócić do swojego życia. Dzieliła mnie od tego tylko jedna noc. Jedna noc.
-Szukam Morgensterna, widziałeś gdzieś? – Krzyknęłam, próbując przekrzyczeć głośną muzykę. Ten tylko skrzywił się mocno, jakby przepijał właśnie whisky z lodem i wystawił swoje zęby. Nie był zadowolony z tego pytania, a ja kompletnie nie rozumiałam o co może mu chodzić. Chciałam tylko usłyszeć odpowiedź, udać się do wskazanego przez niego miejsca, wrócić do domu i zakopać się pod kołdrą. Czy wymagałam tak wiele?
-To przestań i chodź się napić. – Nie zdążyłam nawet przetrawić sensu jego słów a już byłam w połowie drogi do baru. Ogromna dłoń Gregora wisiała na moim ramieniu i ciągnęła za sobą. Miałam wrażenie, że po przekroczeniu progu budynku wszystko nagle się zmieniło, a ja nie wiedziałam dlaczego i w jakim celu. Dokąd to wszystko zmierza? Nagle straciłam panowanie nad swoimi decyzjami i postępowaniem. Musiałam to zatrzymać. Jak najprędzej, dlatego kategorycznie zaprzeczyłam, kiedy ujrzałam przed sobą kieliszek po brzegi wypełniony przeźroczystą substancją. Wódka. Obaj spojrzeli na mnie z niezrozumieniem i zakłopotaniem. No bo jak można na największej obecnie imprezie w całej Austrii odmówić spożywania alkoholu? Niespotykane.
-Przyjechałam samochodem. – Pomachałam im przed oczami kluczykami. – Po Thomasa.
-Thomas, Thomas.. – Powtórzył imię mojego brata ze zniecierpliwieniem i odłożył pusty kieliszek na wysoki bar. Młody mężczyzna po drugiej stronie lady zaczął znów zapełniać szkło, uważnie obserwując reakcję mojego towarzysza. Temat skoczka go drażnił, nie próbował nawet tego ukrywać. Wlał w siebie kolejną porcję alkoholu i popatrzył na mnie wyczekująco. Z dystansem. Złością. Gniewem. – Dziewczyna? Narzeczona? Po cholerę tak się o niego martwisz?
-Siostra. – Wtrąciłam, zanim rzucił w moim kierunku kolejne pytanie. Jego ton nie był przyjemny. Musiałam działać. – Jestem jego siostrą.
Zobaczyłam błysk w jego oczach, nikły uśmiech na twarzy. Na początku miałam wrażenie, że tylko sobie to wyobrażam, że widzę to, co chcę zobaczyć. Później zadałam sobie sprawę z tego, że to dzieje się naprawdę. Za machnięciem czarodziejskiej różdżki stał się bardziej uczuciowy, nagle zaczął okazywać emocje.
-Siostra. – Powtórzył, ale jakby w pustą przestrzeń. Jakby trawił sens tego słowa. – Jesteś siostrą Morgensterna? – Zmarszczył czoło i spojrzał na mnie jak gdyby szukał potwierdzenia. Pokiwałam głową, a on uniósł prawy kącik ust do góry i uśmiechnął się w pustą przestrzeń. Później spojrzał na mnie. – Więc jestem Gregor. – Szepnął, ale szybko zrozumiał, że jego głos był bardzo cichy. – Gregor.
-Ingrid.
you're the face of the future, the blood in my veins, oh-ooh / the blood in my veins, oh-ooh
you're the face of the future, the blood in my veins, oh-ooh / the blood in my veins, oh-ooh
Kiedy przypominam sobie później tę sytuację, za każdym razem zastanawiam się dlaczego czerwona lampka w mojej głowie wtedy milczała, dlaczego nie zapaliła się najjaśniej jak tylko potrafiła i nie kazała mi uciekać gdzie popadnie? Wyjść z tego budynku, wrócić do domu i wyjechać jak najdalej się da? Dlaczego to ostrzegawcze światełko milczało i pozwoliło mi się zainteresować, stwierdzić, że to może skończyć się dobrze? Bo z perspektywy czasu jestem w stanie powiedzieć, że jeszcze nigdy nie było potrzebne mi równie bardzo jak wtedy. Jestem w stanie powiedzieć, że ten dialog, ta jedna rozmowa i kilka przypadkowo wypowiedzianych słów, miało wpływ na całe moje późniejsze życie. Kiedy przypominam sobie tę sytuację, zastanawiam się dlaczego zwykłe, przypadkowe spotkanie jest w stanie tak bardzo zamieszać w naszym życiu, sprawić, że ono przewraca się do góry nogami. Szukam wtedy odpowiedzi czy mogłam to przewidzieć. Czy w którymś momencie mogłam otworzyć szerzej oczy i zobaczyć więcej niż zobaczyłam. Później uświadomiłam sobie jednak, że nasze dzieje miały skończyć się już na prologu. Tusz w piórze nie zdążył jeszcze nawet przyschnąć, a my już pakowaliśmy walizki i usuwaliśmy się w cień. Później uświadomiłam sobie, że nasz wstęp nie był kolorowy, nie był nawet szary. Miał najintensywniejsze odcienie czerni, które łączy się w jedność z ciemnym jak smoła niebem. Później uświadomiłam sobie, że miłość roztrzaskuje się o ziemię i znika jak płatek śniegu na rozgrzanej dłoni. Nic nie trwa wiecznie, nic nie jest takie jak sobie to wymarzymy. Czasami tylko zbyt mocno ufamy, zbyt mocno się angażujemy. Wierzymy w ludzi, w których nigdy nie powinniśmy uwierzyć. Podążamy ścieżkami, które w pierwotnej wersji naszej mapy, znajdowały się kilkaset kilometrów od naszych dróg. Przypominam sobie, że każde wypowiedziane słowo zostaje z nami już na zawsze. Przypominam sobie, że osoby, które kochamy najbardziej, najbardziej ranią. Przypominam sobie, że to inny dzień zapamiętałam najbardziej ze wszystkich.
you're the face of the future, the blood in my veins, oh-ooh / the blood in my veins, oh-ooh
_______
Czuje, że to jedyna rzecz, w której będę potrafiła się odnaleźć i wrócić do pisania. Niestety, przewidywany pocżątek to druga połowa maja/czerwiec. Matura to nie bzdura. Czy coś.
Co wy na to? (Na dole strony znajduję się ankieta)
PRZEWIDYWANY START: 19 maja 2017 roku.
KOCHAM CIĘ 💕💕💕
OdpowiedzUsuńJutro napiszę jakiś przyzwoity komentarz, a raczej epopeję vo teraz nie mogę się skupić a to zasługuje na wszystko co najlepsze
UsuńNawiasem mówiąc I'M ALL IN
UsuńKocham, tęskniłam, ale to bardzo
OdpowiedzUsuńO kurczę, Adka, ależ to jest dobre!
OdpowiedzUsuńOstatnio zrobił się wysyp gregowych pisanek. Ja wróciłam z tą paskudą, zabrały się za nią Grin i Ems. No i ty. Znalazłam się w doborowym towarzystwie i nie wiem, czy zdołam to udźwignąć z wami piszącym w TAKI sposób.
Rety, jak ja za tobą w świecie blogowym tęskniłam. Źle mi z tym, że wcześniej nie komentowałam, ale już na wstępie mówię, że tu mnie nie zabraknie i postaram się być pod każdym kolejnym rozdziałem, bo i ty na to zasługujesz, i twoje fenomenalne pisanie, i oni.
A oni powalili mnie na łopatki. Jestem pod ogromnym wrażeniem sposobu, w jaki napisałaś... "bohaterów"? To jest zakładka "bohaterowie"? Trudno mi w to uwierzyć, bo do teraz byłam absolutnie przekonana, że zaserwowałaś nam prolog. Zaintrygowałaś mnie, ale przypuszczam, że taki był właśnie twój zamiar. Co się wydarzyło? Dlaczego Ingrid jest taka zgorzkniała, gdy wspomina pierwsze spotkanie z Gregorem? Dlaczego jej znajomość z nim jest przeszłością? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Mam mnóstwo pytań i mam nadzieję, że kiedy rozpoczniesz historię, powolutku będę odnajdywała w niej odpowiedzi na nie wszystkie.
Więc powtórzę: jestem i zostaję, zaklepuję sobie o, właśnie to miejsce, wygodnie siadam i czekam. I trzymam kciuki za twoją maturę, powodzenia! :*
Wiesz, że jestem Twoja? Twoja gdy piszesz o siatkarzach, Twoja gdy piszesz o skoczkach, czy piłkarzach. Zawsze, Twoja.
OdpowiedzUsuńTo powyżej? Tu jest tyle przejmującego smutku ze strony Ingrid, że wręcz go czuje. Wierzę, że ona kochała i właśnie ta miłość, to potencjalne budujące uczucie, ją zniszczyło. Mogę się domyślać jedynie, co nawyrabiał Gregor... Pewne przeczucia mam, mam też nadzieję, że się będę myliła, bo może czas zacząć wierzyć w szczęśliwe zakończenia?
Tylko to powyższe, ten opis bohaterów, który jest swoistym prologiem, nie wróży szczęścia...
Trzymam kciuki za maturę, jestem przeszczęśliwa, że wracasz <3
Ps. Mam Winiara, jakbyś chciała <3
UsuńUwielbiam i czekam <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńBo tak to chyba jest, że życiem rządzi przypadek. I bardzo łatwo jest analizować wszystko po fakcie, zadawać sobie pytanie: "dlaczego wtedy tego nie zauważyłam? Przecież to było takie oczywiste". No cóż, czasami żałuję, że nie mamy jako ludzie takiej możliwości, żeby chociaż na parę minut przenieść się w przyszłość, sprawdzić jak mogłoby wyglądać nasze życie, gdybyśmy podjęli jedną konkretną decyzję, której być może się boimy, która nam nie pasuje. Z perspektywy czasu wszystko widać jak na dłoni, ale to co było jest jakoś mało istotne w porównaniu do tego, co teraz. Już uwielbiam tę historię, zakochałam się w niej od pierwszych słów.
OdpowiedzUsuńTo takie prawdziwe... bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że ten czas zleci szybciej niż się spodziewam ;)
OdpowiedzUsuńJezuuu, dawac mi ta mature! Napisze ja za Ciebie a Ty siadaj wygodnie i zabieraj sie za publikacje rozdziałów! Bo to sie zapowiada wprost genialnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, z norwegian-wind.blogspot i blackandyellow-lulu.blogspot
Tylko na telefonie nie moge sie zalogowac :c
Aaaaa <3
OdpowiedzUsuńI'm in love! To jest idealne i to chyba mam pierwsze niepokojące uczucia, ale czuję, że to coś dla mnie i będę czkała z niecierpliwością!
Woooow <3 Czuję, że to będzie naprawdę mocna, głęboka historia :))
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany jest ten prolog (?). Jestem wręcz pewna, że będę jedną z większych fanek tego opowiadania :)
Już nie mogę doczekać się pierwszego rozdziału :))
Powodzenia na maturze! :* Pamiętaj, że matura to bzdura, naprawdę :D
<>
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam do Linn i Daniela ♥
http://stukot-szkla.blogspot.com/2017/03/007.html